niedziela, 7 października 2012

Wrzesień 1939... obrazoburcze rozważania alternatywne

Kupiłem sobie niedawno książkę, która zafascynowała mnie tak bardzo, że nie mogę oderwać się od niej od kilku tygodni, myśląc i analizując wciąż na nowo zawarte w niej argumenty...

Ta książka, to "Pakt Ribbentrop - Beck" pana Piotra Zychowicza, traktująca o sytuacji Polski w ostatnich przedwojennych latach 1935-1939. O zgrozo (sic!), autor przekonuje nas, że naszym narodowym interesem, racją stanu i racją przetrwania narodu było... ułożenie się z Hitlerem i pójście z nim na Moskwę jako sojusznik, roztaczają przed nami hipotetyczną analizę takiego wariantu historii...
Jakkolwiek rozumiem, że w większości Polskich serc "krew się burzy" na myśl o w/w scenariuszu, pozwólcie, że przytoczę tylko kilka argumentów autora. Nadmieniam, że aby naprawdę polemizować w sposób rzetelny z w/w tezą, należy przeczytać rzeczoną książkę... do czego bardzo zachęcam wszystkich, którzy mają otwarty umysł, nie boją się wyzwań intelektualnych i kontrowersyjnych tez.

A więc po pierwsze
Wyobraźmy sobie, że podpisujemy pakt z Hitlerem w 1939 roku. Nie ma września, zniszczonych miast, mordowanych tysięcy polskich rodzin, nie ma holokaustu polskiej inteligencji, nie ma inwazji sowieckiej, nie ma Katynia, nie ma przetaczającej się przez nasz kraj jak walec, wyniszczającej naród nawałnicy nazistowskiej... Mamy za to kolejne dwa lata na modernizację armii (modernizacje rozpoczętą w 1937 roku przez rząd i mającą trwać 4 lata w założeniu), mamy szansę zniszczyć komunizm! (atak wojsk polskich i niemieckich nastąpiłby 200 km bliżej Moskwy, a przypominam, że wojska niemieckie zatrzymały się 17 km od Moskwy...). Wyobraźmy sobie, że idziemy z Niemcami na sowiety i w/g wszelkiego prawdopodobieństwa, udaje nam się pokonać Rosję Sowiecką... a po kilku latach (pewnie bliżej 1950), gdy alianci lądują w Normandii, zmieniamy sojusze i atakujemy Hitlera od wschodu...
Tyle krótkiego opisu i małej gimnastyki umysłowej typu "co by było gdyby"...

A teraz kilka kontr-argumentów, które mogą się pojawić:

1) Pakt z Hitlerem, tym zbrodniarzem?! Nigdy!
Po pierwsze, w 1939 roku Hitler jeszcze nie był zbrodniarzem. Podpisując z nim pakt, mielibyśmy wpływ na to co miałby mieć miejsce na ziemiach Polski - nie byłoby zapewne Oświęcimskiego obozu... A po drugie: dlaczego paktowanie z Hitlerem miałoby być większą zbrodnią niż paktowanie z jeszcze większym zbrodniarzem jakim bym Stalin? Innym państwom jakoś to nie przeszkadzało - podpisali pakt z Hitlerem (Rumunia, Węgry, Słowacja, Włochy) i jakoś dziś nikt im tego nie wypomina! A co z paktowaniem innych krajów (USA, Anglia..) ze Stalinem? Ze Stalinem to ok, a z Hitlerem to "be"? Coś mi to pachnie podwójną moralnością...
I w końcu, czy paktowanie z Hitlerem jest czymś gorszym niż zagłada narodu i oddanie go na 60 lat w niewolę? Śmiem wątpić...

2) Hitler by nas zniewolił i odebrał suwerenność...
A przepraszam, co się stało w wyniku naszego oporu? Czy nie utraciliśmy suwerenności? I to na o wiele, wiele gorszych warunkach niż Węgry czy Rumunia (które przecież zachowały względną swobodę mając pakt z Hitlerem)? I czy hekatomba narodowa, zniszczenie kraju, wymordowanie części narodu, której doświadczyliśmy była tego warta? Śmiem wątpić...

3) Ustąpilibyśmy ale utracilibyśmy honor... utracilibyśmy Gdańsk...
No tak, honor. Już pomijając fakt, że ani Francja ani Anglia nie kierowały się nigdy chyba honorem, tylko bezwzględną, zimną kalkulacją, jak pokazują niezliczone fakty. Na rękę im oczywiście było abyśmy to MY się bili, a oni w tym czasie będą przeczekiwać, aż Niemcy się wykrwawią. Oba kraje "sojusznicze" nie ruszyły palcem w naszej obronie w 1939 roku i zdradziły nas haniebnie po wojnie oddając w łapy łajdaka ze wschodu.
Honor. Nasz minister J. Beck tak pięknie mówił o honorze w maju 1939 roku. A ja bym chciał, aby stanął przed tymi milionami Polaków, milionami rodzin, które zginęły w wojnie, przed tysiącami, które przeżyły niewyobrażalny koszmar wojny, aby spojrzał na nasze zniszczone miasta, drogi, zniszczoną gospodarkę, zniszczenia kraju który został cofnięty w rozwoju o dziesięciolecia, a potem powtórzył patrząc nam Polakom w oczy: "tak to było warte waszej ofiary"...
A co do Gdańska: czy Państwo wiedzą, że 80% ludności Gdańska w 1939 roku była niemiecka, że Gdańsk był na wskroś niemiecki a naziści wygraliby w cuglach KAŻDE demokratyczne wybory?! Gdańsk był obszarem de facto nie należącym do Polski (stąd projekt "Gdynia" - wielki sukces Polski!!), tylko pod Polskim nadzorem, a więc walczyliśmy o coś co i tak nie było nasze!!! A każde demokratyczne referendum oddałoby Gdańsk Niemcom tak czy inaczej... Chyba że zbuntowalibyśmy się przeciw demokracji...

4) Bylibyśmy współwinni zbrodni, z plamą na historii kraju...
Niekoniecznie. Powtórzę: Węgry, Rumunia, już nie mówiąc o Włoszech, którzy poszli za Hitlerem maja się dziś lepiej niż my...  Zarówno Węgry jak i Rumunia zachowały dużą swobodę, względną niezależność (oczywiście dyktowano im wiele, ale miały swój rząd i np. nie wydawali obywateli pochodzenia żydowskiego Niemcom...)
I tylko pomyślcie: mogliśmy przyczynić się do zniszczenia komunistycznej Rosji - już samo to, myśl o zniszczeniu komunizmu w 1942 wywołuje szok i daje do myślenia. Pomyślcie raz jeszcze: jak wyglądałaby Polska dziś gdyby nie było 60 lat komunizmu!!!!! Wiem, że to tylko "gdybowanie" i nie wszyscy to muszą lubić, ale pogimnastykować umysł nie zawadzi :)
A co do plamy na historii... czy ktoś dziś wypomina Niemcom nazizm? A jeśli tak, to czy przeszkadza to Niemcom być dziś potęgą gospodarczą? Czy młodzi Niemcy chodzą dziś po świecie ze smutkiem w oczach i bez cienia radości przepraszają wszystkich wokół? Nie??? A to niegodziwcy...

Wiele, wiele innych argumentów można użyć, ale zakończę jednym: co jest ważniejsze, przetrwanie narodu, przetrwanie jego inteligencji, życie milionów, tysiące miast i wsi, zachowanie gospodarki... czy też enigmatyczny "honor". Narody Europy, nasi tzw. "sojusznicy", którzy paktowali z łobuzem Stalinem bez zmrużenia powiek, nie kierowali się sentymentami, gdy "sprzedawali" nas Rosji na 60 lat... Są takie momenty w życiu i historii narodów, gdy liczy się PRZETRWANIE, a nie honor. I takim bym w moim mniemaniu rok 1939. Nasz ówczesny rząd wykazał się wtedy niezwykle krótkowzrocznym spojrzeniem, licząc na rzeczonych "sojuszników". A gdyby wybrał kompromis, cała nasza historia, cała historia Europy mogłaby wyglądać inaczej, a i my bylibyśmy w innym miejscu...

Tych, dla których moje dywagacja na w/w temat jawią się jako obrazoburcze, odsyłam do książki. Ma wiele cennych spostrzeżeń, uwag, jest napisana rzetelnie i przytacza wiele nieznanych faktów z czasów międzywojennych (dla wielu będzie zaskoczeniem jak Hitler mówił i jakie miał zdanie o Polsce przez cały okres 1934-1938, jak szanował i cenił np. Piłsudskiego, na którego honorowym pogrzebie w Berlinie siedział w pierwszym rzędzie...). Karmieni wieloletnia propaganda komunistyczną nie wiemy wielu rzeczy...). Książka pokazuje także Polskę z tamtych lat całkiem inaczej niż nam przez lata wmawiano...

Polecam w/w lekturę z całego serca... i zapraszam do polemiki :)