czwartek, 23 sierpnia 2012

"KONTAKT" czyli autorska wizja końca świata...


Wyobraźmy sobie…

Niedaleka przyszłość. Jest spokojny wieczór niedzielny. I oto nagle, wszystkie światowe serwisy obiega szokująca informacja: nawiązano kontakt z inną cywilizacją! Gdzieś w północnym Meksyku wylądował statek kosmiczny obcych...

Wszystkie programy informacyjne, dyskusyjne, ba nawet informacje sportowe są natychmiast zdominowane przez TEN news. W ciągu kilku dni nikt o niczym innym nie rozmawia. Jednak nie jesteśmy sami we wszechświecie… Gazety, programy, rozmowy przy stole w rodzinach, w kawiarniach, na ulicach przepełnione są dyskusjami na TEN temat. Wszyscy chcą widzieć więcej: kiedy?  Jak? Od kiedy? Czego chcą? Jakie są ich zamiary? Jakie będą TEGO konsekwencje? Czy mamy się bać, czy wprost przeciwnie… tysiące pytań, na razie bez odpowiedzi…

Wyobraźmy sobie…

W telewizjach całego świata zaczynają się programy opisujące KONTAKT. Prezydent USA wraz z prezydentami innych największych krajów świata wydaje oświadczenie: „Zaobserwowano wielką grupę nieznanych obiektów między księżycem a ziemią”. Na całym świecie obserwowane są olbrzymie obiekty powoli przemieszczające się po niebie. Kilka incydentów wojskowych jasno wskazuje, że obcy unikają jakiejkolwiek konfrontacji. ONZ zbiera się na nadzwyczajnym posiedzeniu. NATO ogłasza najwyższy stopień gotowości bojowej. Światowi przywódcy religijni na razie milczą. Papież apeluje o rozwagę i spokój.
Tymczasem na ulicach wielkich miast zaczynają się niepokoje. Manifestacja goni manifestację. Niektóre są wyrazem strachu i niepewności, czasem agresji, inne są organizowane pod hasłem „Witamy braci w rozumie”.  Wszyscy jednak pytają „co dalej?”, „Czego oni chcą?”, „Czy są przyjaźni czy wrodzy?”.

Wyobraźmy sobie…

CNN wraz z grupą największych stacji na całym świecie nadaje otrzymane drogą radiową oświadczenie Obcych. Łagodny, ciepły głos mówi, że pragną przemówić do całego świata. Ich wysłannicy pojawią się za dwadzieścia dni licząc od teraz, w dowolnym miejscu wyznaczonym przez ludzi. Proszą o obecność wszystkich zainteresowanych telewizji i przedstawicieli wszystkich narodów…

Prezydenci i przywódcy G20 spotykają się na nadzwyczajnym spotkaniu. Zapraszają wszystkich członków ONZ do debaty, jednak za zamkniętymi drzwiami. Po kilku dniach wydaja oświadczenie: Zostało wyznaczone miejsce na pustyni …., w centralnej części kontynentu amerykańskiego, gdzie przy współpracy wszystkich narodów odbędzie się Pierwsze Spotkanie.

Wyobraźmy sobie…

Cały świat wstrzymuje oddech. Nikt nie mówi o niczym innym. Giełdy i rynki, decyzją ONZ i przywódców zostają zamrożone. W niektórych krajach wprowadzany jest stan wyjątkowy. Niepewność i strach mieszają się z oczekiwaniem i radością. Oto zbliża się Największy Dzień w historii ludzkości…

I przychodzi Dzień Zero, Godzina Zero. Nad zalaną słońcem pustynią obniża się olbrzymi obiekt. Okrągły dysk z mnóstwem wystających części, jakby anten, majestatycznie ląduje na przygotowanym lądowisku. Wibrujący, przejmujący dźwięk przenika wszystko wokół. Statek obcych jest olbrzymi, metalizujący, momentami jakby obracał się wokół własnej osi, aby za chwilę wyglądać jak nieruchoma bryła metalu. Otoczony jest blaskiem, światłem, którego źródła nie sposób określić. Wysięgniki wsporników z zaskakującą delikatnością dotykają gruntu, dźwięk zanika przechodząc w delikatny szum…

Wszystkie armie świata są w pogotowiu. Przywódcy czekają w bezpiecznej odległości, niepewni co się wydarzy. Po chwili dysk otwiera swoje wnętrze, opuszczoną rampą  wychodzą z niego powoli trzy humanoidalne istoty. Widzi to cały świat. Nikt nigdzie nie pracuje, nikt nie śpi, nikt nie myśli o niczym innym, świat jest teraz jedną wielką wioską, wszyscy są jedną rodziną, niektórzy mdleją, inni trzymają się za ręce, wszyscy wstrzymują oddech…

Rozpoczyna się spotkanie. Telewizje transmitują na cały świat obraz stojących naprzeciw siebie obcych i ludzi. Oni: wysocy, szare, pociągłe twarze. Duże, olbrzymie, skośne oczy bez źrenic, całe czarne, kilkakrotnie większe niż ludzkie. Szara cera, brak widocznego owłosienia, cztery długie palce u rąk i … to niesamowite spojrzenie, jakby przenikające wszystko, które zdaje się wszystko widzieć… Ubrani w szare jakby kombinezony bez żadnych widocznych części czy zapięć. Rozmowa bez słów. Telepatia? Na początku tak, lecz szybko okazuje się, że oni znają nasze wszystkie ludzkie języki – to pierwsze zdziwienie. Rozmowa toczy się kilka godzin, potem dni. Co dzień obcy wychodzą ze swojego statku, by pod wieczór do niego powrócić. Wszyscy czekają na konferencję przywódców z zapartym tchem…

Wyobraźmy sobie…

Jest  w końcu oświadczenie… Ogólnoświatowa konferencja z udziałem wszystkich narodów. Olbrzymia aula ONZ nie jest w stanie pomieścić wszystkich. Wielkie bilbordy ustawione w centrach wszystkich większych miast transmitują obraz. Jeden z obcych siedzi przy stole pomiędzy przywódcami i jakby się uśmiechał, choć trudno to wywnioskować z jego kamiennej twarzy… Na mównicę wchodzi nowo wybrany prezydent USA, obok niego stoją prezydent Rosji, prezydent Chin, premier Indii i premier Wielkiej Brytanii. Inni prezydenci i premierzy siedzą trochę z tyłu za długim stołem.

Prezydent USA zabiera głos: „W imieniu narodów ziemi ….” Padają doniosłe słowa powitania. Obcy wstaje i wykonuje gest… chyba odpowiedź na powitanie. Prezydent mówi dalej, a wszyscy czekają na wyjaśnienia.
 
„Oni byli tu zawsze. Tysiące lat temu zaingerowali w materiał genetyczny prymitywnej humanoidalnej rasy małp żyjących na ziemi. Od zawsze nas obserwowali. Wspierali nasz rozwój, kontaktowali się już wcześniej z cywilizacją sumeryjską, egipską, majów i wielu innych, którym pomogli wznieś się na wyższy poziom rozwoju. Próbowali czasem ingerować w nasz rozwój poprzez wielkie umysły takie jak Budda lub Jezus, który był ich szczególnym narzędziem mającym poprowadzić nas do samorozwoju moralnego i etycznego. Teraz doszli do wniosku, że czas na globalną ingerencję, czas aby ludzkość dokonała skoku cywilizacyjnego. Jako nasi Twórcy widzą, że stoimy jako ludzkość na krawędzi załamania, na krawędzi samozagłady. Poprzednie ingerencje nie przyniosły upragnionego rezultatu. Nasza, ludzka rasa jest nieprzewidywalna, ma tendencje samodestrukcyjne i potrzebuje pokierowania, aby dołączyć do grona oświeconych cywilizacji galaktyki… Czują się za nas odpowiedzialni i są gotowi poprowadzić nas odtąd… Mają rozwiązania dla światowej gospodarki, rozwiążą problem głodu, niesprawiedliwości, nauczą nas technologii, która otworzy nowe możliwości rozwoju, zlikwiduje nierówności. Wojna już nigdy nie będzie potrzebna…”

Wyobraźmy sobie…

Mijają dni, miesiące. Globalny entuzjazm przerasta wyobrażenie. „A więc poznaliśmy stwórcę!. To początek nowej Ery!”. Wiele grup religijnych, ogłasza, że zapowiadali właśnie taką przyszłość. Okazuje się że wielu miało parapsychologiczny kontakt z „nimi” już dawno. Ogrom niewytłumaczalnych dotąd zjawisk znajduje wyjaśnienie… Telepatia przestaje być zagadką…

Zaczyna się globalny proces wcielania w życie „ich” rozwiązań. Obcy zalewają wprost świat odpowiedziami na tysiące nurtujących ludzi dotąd pytań. Naukowcy są zachwyceni, wszystkie dziedziny nauki doświadczają niesamowitego skoku. Następuje przełom w fizyce, biologii, kosmologii, medycyna zyskuje nowy wymiar – wymiar parapsychologiczny. Archeolodzy otrzymują odpowiedzi na zadawane od lat pytania, wszystko układa się w logiczny ciąg zdarzeń ludzkiej historii… Nowe technologie zalewają kraje, miasta. Zostaje rozpowszechniona technologia taniej, prawie darmowej energii dla każdego, powstaje wodorowy silnik na… wodę, tworzona jest globalna komunikacja podświetlna, zaczyna się produkcja żywności na niespotykaną skalę, z niespotykaną wydajnością, międzygwiezdne loty kosmiczne stają się możliwe… Zasypywani jesteśmy rozwiązaniami w kwestiach dotąd niemożliwych do rozwiązania…

Zjednoczenie narodów, globalny zarząd, choć nie bez drobnych oporów, staje się faktem. Obcy oczekują tylko jednego: całkowitego podporządkowania dla dobra ludzkości, w imię przyszłości, dla naszych dzieci i przyszłych pokoleń… Wybierają swojego namiestnika spośród ludzi, który otrzymuje tytuł „Namiestnika Narodów”. „Wybrany” jest niezwykłym, wspaniałym człowiekiem, którego „wybranie” nie jest przypadkiem – genetycznie jest najbliżej wzoru genetycznego pozostawionego tysiące lat przez obcych… Świat się cieszy, radość globalna. 
Jednocześnie, dla „dobra nas wszystkich” i dla bezpieczeństwa ludzkości, dla zapobieżenia wojnom, przestępstwom, zbrodniom, tworzona jest globalna sieć „monitoringu” każdego obywatela globu i każdego miejsca. Każdy jest rejestrowany. Zamiast kart kredytowych i identyfikatorów, wprowadzony zostaje system indywidualnych czipów…

A jednak są tacy, którzy mają odmienne zdanie. Są tacy, którzy protestują, którzy widzą w tym procesie zniewolenie ludzkości, wstęp do ubezwłasnowolnienia, a nawet wielkie zwiedzenie… to konserwatywni chrześcijanie. Wprawdzie bardzo nieliczni… z nimi zawsze był problem… jak śmią! Przecież nareszcie jest pokój, porządek, prawo! Przecież wszystko już jest jasne i ta ich prymitywna wiara w przestarzałą biblię jest obrazą dla oświeconego umysłu! Jak można, po tym wszystkim jeszcze wierzyć w jakiegoś antychrysta, przecież Jezus był jednym z obcych….
Narasta wrogość wobec tych chrześcijan, którzy nie chcą się poddać globalnemu porządkowi. Wprowadzony zostaje globalny system kontroli, globalne prawo. Wywrotowcy, dysydenci zaczynają być prześladowani…

Powszechna kontrola staje się faktem. Nikt już nie jest wolny. Globalny Rząd wie wszystko, obserwuje wszystkich, monitoruje każdą aktywność biznesową, kulturalną, prywatną. Niektórzy zaczynają rozumieć, że  zostali oszukani, ale jest już za późno - globalne państwo policyjne jest już wszechmocne. Zaczynają się publiczne egzekucje tych, którzy "szkodzą dobru ogólnemu"...

Wyobraźmy sobie… 

czy na pewno to tylko fikcyjna wizja przyszłości? 

………. CDN? 

PS: Oczywiście proszę o potraktowanie tego tekstu z "przymrużeniem oka" :) Jest to wprawdzie jakaś autorska fikcja, która jednak zwraca nasza uwagę na coś, co może być ostrzeżeniem... 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Słów kilka o umieraniu...


"Jeśli umarliśmy z Chrystusem, z Nim też żyć będziemy" Rz 6, 8

Gdy czytamy ten tekst, mamy pokusę by przejść obok nie bardzo zastanawiając się o czym jest tu mowa. Może dlatego, że zwrot "umarliśmy z Chrystusem" jest, lub może wydawać się bardzo... hm mistyczny, górnolotny, niezrozumiały. Czasem napotykam na takie wyjaśnienie, że to "przenośnia wyrażająca nasze utożsamienie się z Jego śmiercią"

Rozważałem ten fragment ostatnio i uderzyła mnie głębia i radykalność tego przekazu. Nie umniejszam symbolicznego, metaforycznego zrozumienia, ale myślę o zawartym tu przesłaniu tak bardzo praktycznym i bynajmniej nie "przenośnym".

Czyż jednak nie umieramy z Chrystusem? Czy nasze życie duchowe, nasze chrześcijańskie wzrastanie do dojrzałości jest ciągłym umieraniem dla siebie? Czy nie o to chodziło naszemu Panu gdy mówił "kto się zaprze samego siebie", "sprzedaj wszystko co masz i naśladuj mnie", "kto by chciał zachować życie swoje straci je"...?

Jak więc "umieramy" z Chrystusem? Jak w praktyce "umieramy"?

Zaiste umieramy dla świata codziennie, gdy przełamujemy opory i wstyd aby powiedzieć o Chrystusie innym.
Umieramy dla siebie gdy przebaczamy, choć nasze emocje tego nie chcą wcale...
Umieramy, gdy uczymy się pokory, a nasza natura z całych sił domaga sie naszej racji...
Umieramy gdy brak nam wiary i wbrew nadziei ufamy Panu...
Umieramy gdy ktoś nas źle potraktuje (także, a może przede wszystkim w Kościele) a tak chcielibyśmy by to środowisko było idealne...
Umieramy, gdy jesteśmy zmęczeni, przepracowani, a jednak idziemy na nabożeństwo...
Umieramy, cierpiąc (Fil 1,29), znosząc jedni drugich (Ef 4,2), ustępując sobie nawzajem...
Umieramy, tak jak Chrystus umarł za tych co go odrzucili, zhańbili, podeptali i wyszydzili...
Umieramy, ale tylko jeśli tego chcemy. To jest nasz wybór. To jest decyzja. To jest cena "mocy zmartwychwstania" (Fil 3,8-11 !!)i cena dojrzałości.

I nie jest to łatwe w świecie gdy nikt nie chce ani cierpieć, ani umierać. Gdy nikt nie chce "przegrywać", ani okazywać pokory, w świecie gdzie kult zwycięstwa został bogiem tego świata. A my "głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, dla żydów zgorszenie, a dla pogan głupstwo..." (1Kor 1, 23)

Czy chcesz umierać dla Chrystusa? Decyzja jest Twoja...  

pozdrawiam ciepło

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Richard Dawkins i jego rozważania o Bogu...

Przeczytałem w przedostatnim (30.07) "Newsweek'u" wywiad z ichnim (bo przecież nie naszym) nadwornym ateistą, panem Dawkinsem, w którym to wywiadzie czytam co następuje: "Boga nie ma. Boga wymyśliła religia... (...)  ...jeżeli traktuję naukę serio, to bycie osoba religijną jest wręcz niemożliwe... (...) ...religia zawsze pytała o to jak powstał świat, kto nas stworzył, nauka również zadaje te pytania. Różnica polega na tym, że nauka na nie odpowiada, w przeciwieństwie do religii..." koniec cytatu.
Odłożyłem gazetę, pomyślałem: "no, gościu, gratuluję pewności siebie".
I przyszły mi do głowy dwie refleksje.
Po pierwsze, primo:
- religia to nie to samo co wiara. Religia może być systemem, czasem nawet opresyjnym, broniącym swoich klerykalnych przywilejów, zbiorem ceremonii i praktyk wykonywanych bardziej serio lub mniej, z większym zaangażowaniem lub mniejszym. Natomiast wiara, zwłaszcza ta osobista, oparta na własnym, niepowtarzalnym, nieweryfikowalnym doświadczeniu, jest relacją z Tym, w którego wierzę.
I tu zgadzam się poniekąd z Panem Dawkinsem, że "religia" rozumiana jako system wniosła niewiele dobrego do historii jednostek i społeczeństw. Ale wiara w żywego Boga, który wpływa na ludzkie życie, wiara która ożywia, inspiruje, zmienia nasz charakter, pobudza do dobra i miłości - to coś zupełnie innego...
Po drugie, secundo:
- Trzeba doprawdy mieć mocny... hmmm... charakter i tupet by publicznie takie stwierdzenia ogłaszać. No bo pomyślmy: nie ma dowodów na istnienie Boga (innych niż osobiste doświadczenie, subiektywne wydarzenia), ale przecież nie ma dowodów na NIEISTNIENIE Boga! Jeśli nie ma dowodu, że czegoś nie ma - a zwłaszcza w tak ważnej dla tysięcy, milionów ludzi kwestii, bo nie mówimy tu o nieistnieniu krasnoludków... - to doprawdy, takie kategoryczne stwierdzenie jest zaiste odważne.
Oczywiście nie odbieram Panu Dawkinsowi prawa do własnych poglądów. Nie zgadzam się z nim, ale w imię wolności będę bronił jego prawa do ich głoszenia (chyba to nie pierwszy wymyśliłem ta maksymę...).
Myślę tylko i gdybym miał możliwość, powiedziałbym to rzeczonemu Panu w oczy, że chyba za daleko się posuwa w swoich wnioskach... do czego również mam prawo...
Pozdrawiam ciepło wszystkich czytelników. Po przerwie wracam do bardziej regularnego pisania... :)

PS: jak zauważycie, nastąpiła zmiana w sposobie umieszczania komentarzy. Teraz każdy kto ma stronę na facebook'u może komentować bez logowani się specjalnie tutaj :) Mam nadzieję, że to ułatwi komentarze...