piątek, 23 listopada 2012

Scenki rodzajowe, czyli rozważania o mentalności...


Idę korytarzem szkolnym. Z boku, na ławce pod ścianą siedzi kilku uczniów niedbale spoglądając przed siebie. Przed nimi, na środku korytarza, jakiś metr od nich leży kolorowy papierek po czekoladzie. Podchodząc wolno, spoglądam na nich - jak mniemam - wymownie i mówię: „panowie, może się zlituje któryś i wyrzuci papierek do kosza”. Zdumienie w ich oczach miesza się z największą pogardą – oczywiście dla onego papierka. Żadnej reakcji na moją uwagę nie widzę, więc zatrzymuję się przed nimi. Jedyna reakcja to rechot. Zwracam się więc wprost do jednego z siedzących "macho" i proszę: „czy mógłbyś podnieś papierek i wrzucić do kosza?”. Wskazuję kosz, który w tym wypadku jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Słyszę wzmagający się rechot pozostałych delikwentów, który chyba ma wyrażać szyderczą wyższość, że to nie oni zostali poproszeni o tak haniebną czynność… I wtedy słyszę coś co doprawdy nie wiem czy bardziej mnie zdumiewa, zaskakuje czy też irytuje: „Dlaczego ja? Ja tego nie rzuciłem!”. Rechot kolegów sięga zenitu. Myślę co zrobić: wykład w tych okolicznościach nic nie da. Reprymenda zrobi z niego męczennika, a szamotać się z nim przecież nie będę… Patrzę przez chwilę wymownie (mam nadzieję) na niego i mówię: „ja też tego nie rzuciłem, ale jednak podniosę i wyrzucę papierek, bo tak mnie wychowano”. Po czym podnoszę i wyrzucam do kosza kolorową przyczynę zajścia. W tym momencie rechot ucicha, panowie patrzą na mnie zdziwieni odprowadzając mnie wzrokiem… Czy coś ich to nauczyło? Chciałbym wierzyć…

Wychodzę z domu do pracy. Idąc chodnikiem zauważam jak ojciec z dzieckiem, zapewne na spacerze, szerokim łukiem omija leżącą bezczelnie na jego drodze pustą butelkę po jakimś wyskokowym napoju. W jego wzroku widzę zgrozę, gdy mówi „patrz pan jakie ludzie są chamy – rzucają butelki byle gdzie”. Odchodzi wolno ciągnąc dziecko za rączkę. Ostentacyjnie podnoszę butelkę i idę wyrzucić do kosza, choć muszę przejść kilkanaście metrów (o zgrozo!) w drugim kierunku. Staje zdumiony i widzę jak mruga oczami jakby chciał się przekonać, że to nie jest sen, że ktoś naprawdę podnosi „nie swoją brudną butelkę” i odnosi do kosza. Gdy wracam, jakby chciał coś powiedzieć, już otwiera usta, jednak nic nie mówi. Odchodzę z uśmiechem, zostawiając go z półotwartymi ustami. Co chce powiedzieć? Może chce wyrazić żal, że on wcześniej nie podniósł butelki, a może jest tak wielce zdziwiony że mi się chce podnosić i brudzić ręce, bo przecież „to nie ja rzuciłem” …

Te dwie historyjki (prawdziwe), do których podobne można mnożyć zmuszają mnie do refleksji: jacy jesteśmy? I choć są banalnymi przykładami mówią o nas samych więcej niż statystyki. Król Egoizm, Księżniczka Arogancja, panują. Wszechobecny Władca Strach o to co powiedzą ludzie, wszechobecne pragnienie aby się „nie zbłaźnić” (we własnym wyobrażeniu, choć często w kompletnie bezsensownej definicji „zbłaźnienia”), strach przed kompromitacją, nawet jeśli serce i rozum, mądrość i kultura podpowiadają, że to coś godnego, a z kompromitacją nie ma nic wspólnego - nic to, ważne że inni mogą wyśmiać, ważne co inni powiedzą… I nie ważne czy będą mieć rację - ważne abym się nie "wygłupił", nie "wychylił", nie odbiegł od "normy" (sic! I co to za "norma" co równa wszystkich do dołu)...

A z drugiej strony to nasze jakże Polskie „co mi tam inni”. Co mi tam jakieś powszechne dobro: kraju, miasta, wsi – za to się nie kupi chleba. Co mi tam papierek, co mi tam zaśmiecony chodnik: przecież nie mój!!! "Co mi tam wybory, mam to gdzieś", "co mi tam rząd i parlament, przecież to złodzieje..."
„Niech na całym świecie wojna, byle moja wieś spokojna…”, oraz „moja chata z kraja” stają się mottem naszej narodowej bylejakości. 

Problem polega tylko na tym, że jeśli papierek „nie ja rzuciłem”, jeśli „chodnik nie mój, nie moja butelka”, jeśli „niech tam wojna, bo nie moja wojna…”, to wcześniej czy później obudzimy się w zaśmieconym zagnojonym otoczeniu i „tamta” - choćby cudza wojna - nas i tak dosięgnie, jak dosięgła Brytyjczyków, którzy próbowali za wszelką cenę zagłaskać Hitlera z wiadomym skutkiem... A wtedy zdziwienie nasze będzie zaiste wielkie...

Czego sobie i Wam doprawdy nie życzę...

czwartek, 15 listopada 2012

Proroctwa, czyli co Bóg mówi do nas...


Oglądaliśmy ostatnio na grupie, wywiad z J.P. Jacksonem, używanym w służbie i uznanym w środowiskach chrześcijańskich prorokiem. Od razu uderzyło mnie jak wiele z jego wypowiedzi pokrywa się z proroctwami, które kiedyś wypowiadał pastor Dawid Wilkerson.

Gdy słuchałem jak mówił o tym co jego zdaniem nadchodzi na świat, na Polskę, uświadamiałem sobie, że to samo Bóg mówił wiele razy do mnie, do nas w Kościele. Pan przypomniał mi raz jeszcze sen, który dał mi kilka lat temu, a który w niesamowity sposób potwierdzał brat John. To niesamowite, że Bóg mówi te same rzeczy przez wiele lat do Kościoła. Te same rzeczy, sny, wizje pokazuje różnym ludziom, aby Kościół był ostrzeżony i aby mógł ostrzegać świat i mówić mu o Bożym ratunku, miłości i Bożych rozwiązaniach w dniach, które nadchodzą...

Dobrze jest słuchać, nastawiać uszy i serce, aby usłyszeć to, co Bóg chce nam dziś powiedzieć. Bóg nie zamilkł wiele lat temu. Bóg nie ignoruje Ciebie i mnie, nie ignoruje narodów i ludów. Chce mówić, chce ostrzegać, chce prowadzić. To my, zabiegani i zajęci ponad miarę nie mamy czasu, aby zatrzymać się i posłuchać!!

Co więc Bóg raz jeszcze mówi do nas, do Polski, do świata?

Przede wszystkim przypomina o Jego pragnieniu bycia blisko nas! (Jakże wiele razy to słyszeliśmy!) On wzywa nas DO SIEBIE, do bliskości, do intymności z Nim. Pragnie być blisko nas, słuchać nas i mówić do nas. Pragnie nas obdarowywać, wychowywać, objawiać swoją wolę, abyśmy byli zdolni być JEGO GŁOSEM w tym świecie. To jest właśnie prawdziwa „służba prorocza”: być głosem Pana dla innych…

Po drugie Pan ostrzega nas o rzeczach trudnych i ciężkich, które przychodzą na świat. Kataklizmy, kryzysy, problemy, to wszystko jest przed nami, to wszystko jest Bożym potrząsaniem świata, aby człowiek przypomniał sobie o tym co najważniejsze. Te rzeczy nie nadchodzą dlatego, że Bóg przestał nas kochać, ale dlatego, że człowiek, który odwraca się od Bożej ochrony, daje prawo diabłu by atakował...
Jednakże Bóg wyraźnie, przez wiele snów i proroctw mówi byśmy jako Kościół nie bali się! Nie musimy się bać jeśli tylko będziemy w JEGO WOLI! Bóg obiecuje, że tak jak świat będzie się pogrążał, odchodził coraz bardziej od prostych Pańskich dróg, pogrążał się w grzechu i doświadczał coraz gorszych rzeczy, tak w tym samym czasie Bóg będzie przywracał swoją moc i autorytet Kościołowi! Przed nami wspaniałe czasy Bożego nadprzyrodzonego działania, objawiania się Bożej potęgi w Kościele, pośród nas i wokół nas. Jeśli! JEŚLI tylko będziemy BLISKO NIEGO! Jeśli tylko nie damy się zwieść zniechęceniu, zabieganiu, nieprzebaczeniu, nie pozwolimy diabłu by nas skupił na wewnętrznych wzajemnych pretensjach i problemach. Jeśli tylko za wszelką cenę będziemy skoncentrowani NA NIM, nie na sobie…

W tym czasie złym dla świata, wspaniałym dla Kościoła, jest też miejsce dla Polski – i to jest moja osobista radość! Bóg ma dla nas, Polaków miejsce w swoim planie! Ma dla nas misję i cel! Możemy być mocnym narzędziem w Jego reku: tak wierzę i tak wyznaję! My, Polacy, naród buntowników i indywidualistów, naród geniuszy kreatywności (gdzie dwóch Polaków tam cztery poglądy), ludzi którzy „potrafią”, tam gdzie nikt inny nie potrafi, pełnych pasji wojowników uwielbienia, wizjonerów i bohaterów – może i będzie przez Boga użyty w Potężny sposób!

Obyśmy tylko nie ulegli diabelskiej wizji „rozdzielania włosa na czworo”. Obyśmy nie dali diabłu skupić nas na „pokarmie i odzieniu”. Obyśmy poddali nasz buntowniczy indywidualizm Bożej wizji jedności wspólnoty i posłuszeństwa przełożonym. Obyśmy nie dali się wciągnąć w diabelskie kłótnie o opinie, poglądy, sposoby działania, o ludzkie wymysły i formy. Obyśmy tylko byli Z NIM, DLA NIEGO, PRZEZ NIEGO, W NIM, skupieni na tym co Boże, nie na tym co ludzkie…

Wtedy prawdziwie zwyciężać będziemy i będziemy Jego Ręką i Jego Gosem w tym złym i przewrotnym świecie…

Szukajmy więc Pana, z całego serca i Jego Spraw,  dopóki można Go znaleźć !!

Czego sobie i Wam życzę z serca…