czwartek, 18 kwietnia 2013

M. Thatcher, czyli ignorancja ludu...


Śmierć Margaret Thatcher  przywołała wspomnienia, wywołała na nowo emocje, pobudziła do refleksji, nie koniecznie logicznej….

Czytałem kilka artykułów na temat jej życia i jestem zdumiony reakcją wielu ludzi, którzy jakże łatwo potrafią podsumować cudze życie jednym komentarzem, jednym pogardliwym słowem, jednym bezmyślnym tekstem… Nie mówiąc już o barbarzyńskim nietakcie „radości z cudzej śmierci”…

Gdy obejmowała władzę, Anglia była „chorym człowiekiem europy”, ze zrujnowaną gospodarką, bałaganem ekonomicznym, bezmyślnym dyktatem związków zawodowych, których strajki dewastowały i tak beznadziejną kondycję gospodarki, chylącym się ku upadkowi krajem. Dość powiedzieć, że w wielu miejscach z ulic nie były sprzątane śmieci, a karetki nie przyjeżdżały po chorych z powodu złej organizacji…

Gdy odchodziła od władzy, Wielka Brytania na nowo stawała się potęgą światową, ekonomia kraju kwitła, gospodarka szybowała w górę ku zazdrości większości krajów europejskich, podatki obniżono radykalnie, poczucie brytyjskiej dumy znów miało sens… Wyciągnęła kraj z socjalistycznej beznadziei, była objawieniem klasy średniej, na która stawiała, tchnęła nową energię w gospodarkę, odważnie mówiła prawdę o tym, że jeśli coś nie działa to trzeba to zmienić, że nie może cały kraj zrzucać się na górników…

Samo tylko to porównanie faktów wystarczy, aby rodacy stawiali jej pomniki na każdym rogu ulicy. A jednak są tacy, którzy pomimo ewidentnych faktów cieszyli się z jej śmierci nie ukrywając nienawiści.

Kim była kobieta, która do dziś wzbudza takie emocje?

Miała niebieskie oczy, żelazny uścisk dłoni, spała 5 godzin na dobę, całe swoje życie oddając służbie dla Kraju. Była pracoholikiem, do bólu profesjonalnie przygotowana do każdej rozmowy, aż wydawało się że wie wszystko o wszystkich. Piła morze kawy, a gdy ta nie pomagała sięgała po whisky Bells…
Dlaczego dziś tak wielu wbrew faktom ją krytykuje, zamiast doceniać niezwykłe poświęcenie dla Wielkości Brytanii?
Może trochę z niezrozumienia, ignorancji. Mówi się, że ci którzy nie rozumieją, zwykle nienawidzą…

Powodów jest co najmniej kilka. Najważniejszy dla mnie to… ignorancja i krótkowzroczność ludzi, którym się wydaje że „państwo ma im dać”, a jeśli nie daje – to jest to złe państwo. Ludzi którzy nie mając pojęcia o ekonomi ani o gospodarce, a ferują wyroki w oparciu o jedyne, egoistyczne i samolubne kryterium: „ja nie mam”.

To prawda, że koszty społeczne reform Margaret T. były wysokie, to prawda, że zamykała nierentowne (czyli takie – o zgrozo – do których trzeba DOPŁACAĆ) kopalnie. To prawda, że wzrosło bezrobocie – bo wzrasta zawsze wtedy, gdy Ci co mieli podane na tacy (kosztem innych), tracą bezpieczna pracę i muszą się trochę wysilić… To prawda, że po jej rządach pozostało wiele miast widm, gdzie całe pokolenia żyją z zasiłków.
Zawsze mówiła, że nie można zrobić omletu bez rozbijania jaj…

Wielu jej nienawidziło, bo nie chciało się „wysilać”, bo przecież przez lata dostawali od państwa to, co – według nich - im się należy, bronieni przez zaślepione, bezmyślnie działające przeciwko gospodarce związki zawodowe, dla których nie istniało coś takiego jak dobro Państwa, ale jedynie własne korzyści, nawet kosztem bankructwa kraju…

Osobiście znam takich, którzy „zmuszeni” przez M. Tatcher do wysiłku, mierną, byle jaką pracę górnika, zamienili na dobrze prosperujący biznes – dziś rozumieją, że bez jej radykalnych decyzji teraz mieszkaliby ciągle w górniczych czworakach a nie w swoim domku…

Człowiek to dziwna istota. Nienawidzi tych co zmuszają do wysiłku i dyscypliny, a kocha tych co obiecują gruszki na wierzbie. W naszym pięknym kraju też widać jak populizm, ignorancja i niewiedza zbierają żniwo. Polacy chcą wierzyć w spiski, wolą myśleć, że jakaś tajemnicza siła (Rosjanie, Żydzi, Masoni, itp.) zmówili się przeciwko nam, niż uwierzyć, że własną pracą i wysiłkiem mogą zmienić swoje życie. Wolą wierzyć cudakom i hochsztaplerom, opowiadającym androny o zamachach, niż tym, którzy rozsądek i ciężką pracę stawiają na pierwszym miejscu, którzy mówią trudną prawdę o tym co się da a co się nie da zrobić, co trzeba wykonać, a co jest nierozważne… Wolą biadolić nad sobą, kłócić się o bzdetey, zamiast zakasać rękawy i wziąć się do roboty…
Właśnie tak jak M. Tatcher…