środa, 25 stycznia 2012

ACTA: o co tu chodzi… czyli dlaczego wbijam kij w mrowisko

Wiele ostatnio krzyku o tzw. „ACTA” czyli podpisanie przez polski rząd umowy międzynarodowej o kontroli Internetu. No i cóż widzimy? Protesty, krzyki, biadolenie, koniec świata! Wołają: cenzura, nadużycie władzy, zabijanie wolności słowa, totalitaryzm…
Chciałbym jednakże zwrócić Wam uwagę na taki, umykający nam czasem aspekt tej sprawy, którego jakby nie widzą protestujący …
A któż tak protestuje? Przyjrzyjmy się… hmmmm, hakerzy? (między innymi, ale są oni najbardziej zainteresowaną grupą) A któż to są hakerzy? Jako laik w tej kwestii może niewiele wiem, ale wiem że jest duża grupa hakerów, których „pracą” jest ni mniej ni więcej tylko włamywanie się do cudzych komputerów, wykradanie cudzych plików (czasem w tzw. "obronie wolności”), udostępnianie tych – nie swoich - plików publicznie… Czy ta „praca” jest legalna? Czy jest zgodna z moralnością? Proszę sobie samemu odpowiedzieć… I o co protestują? Aby dalej móc się włamywać i wykradać? Bo się boją, że ktoś im to ukróci?
Inną protestującą grupą są Ci, którzy z upodobaniem i bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia kradną z internetu filmy, piosenki, teledyski itp. Itd. (i tysiące innych rzeczy) – bo po co płacić skoro mogę ukraść? A że ktoś wydał na to miliony, że jest to cudza ciężka praca, że jest to czyjaś własność intelektualna? A co ich to obchodzi? Ktoś powiedział: „ściągam, bo nie stać mnie na zapłacenie za film 90 zł!” – to nie oglądaj!!! Nie umrzesz od tego! Nie musisz oglądać wszystkiego!
To łatwa kradzież i łatwo zabić wyrzut sumienia, bo nikt nie widzi, siedzi delikwent w zaciszu domowym i kradnie po cichu… Aż tu nagle, o zgrozo, ktoś powiedział „nie”! I oto nagle rządy próbują walczyć z piractwem, z kradzieżą internetową, nadużyciami hakerów. Straszne! Horror! Nie będzie można kraść! I rozlega się kłamliwy i pełen hipokryzji krzyk o „obronę wolności słowa”! A ja się pytam jaka wolność słowa? Wolność w anonimowym obrażaniu, wyklinaniu, łajaniu, poniżaniu i psychicznym niszczeniu innych? Wolność w zamieszczaniu anonimowych „wpisów”, które poniżają i obrażają? Wolność dla kradzieży? O taką wolność walczą Ci „obrońcy demokracji”?!!
Staram się być uczciwym człowiekiem – jeśli piszę komentarz to pod nazwiskiem, jeśli biorę coś z sieci – płacę za to uczciwie, jeśli jestem w Internecie, na youtube czy facebook’u – to pod nazwiskiem i z odsłoniętą przyłbicą. Nie muszę się bać, że ktoś mnie zdemaskuje, bo nikogo nie obrażam, nie muszę się bać o wytropienie, bo nie kradnę. Uczciwy człowiek nie musi się bać „ACTA”!! Co innego Ci co mają nieczyste sumienie…
Dlaczego gdy idziemy do sklepu, do szkoły, do pracy – wszyscy nas znają i jeśli coś mówimy – odpowiadamy za to co mówimy! A tu nagle w Internecie pojawia się całkowita anonimowość, która sprawia, że „puszczają nam” zdrowe ograniczenia kulturowe, zasady taktu i samokontrola. Oto ktoś, kto dobrze wie kim ja jestem, działając pod pseudonimem zamieszcza anonimowe „posty”, często obrażając, poniżając itp. A ja, występujący pod nazwiskiem nic nie mogę na to poradzić! Mało tego, jeśli spróbuję dojść kto to, to może się okazać, że „łamię wolność słowa”!! Czy to nie jest chore?
Tak działa anonimowość. Dlatego jestem przeciwny anonimowości w sieci. Top droga do nikąd, to tworzy przestrzeń dla frustratów, którzy pod nazwiskiem nic by nie powiedzieli (tchórze…). To sprzyja łamaniu zasad kultury, to sprzyja klimatowi „wolności”, w którym nic mnie nie ogranicza, mogę wszystko, bo nikt mnie nie złapie. Jeśli by jeden z drugim wiedział, że zostanie na pewno złapany – sto razy by się zastanowił zanim by się gdzieś włamał, coś wykradł, lub coś ściągnął, zanim by kogoś obraził, opluł albo poniżył…
Uważam, że każdy powinien odpowiadać za swoje słowa, każdy powinien występować w internecie otwarcie i pod nazwiskiem – tak jak w życiu.
Przepraszam z góry wszystkich, którzy poczują się urażeni tymi „złodziejami”. Chcę jednak zaznaczyć, że nie twierdzę jakobym był całkiem niewinny – to także dotyczy mnie, i mnie kiedyś zdarzało się coś oglądnąć (choć sam nie ściągam) o czym wiedziałem, że było „ściągnięte”. Ale uczciwie uważam, że tak nie powinno być.
Wiem, że to co piszę jest bardzo niepoprawne politycznie i spodziewam się głosów oburzenia. Rozumiem też, że ten wywód nie wyczerpuje tematu. Jest zapewne druga strona – nadużycia władzy, do których może dojść za pomocą tej ustawy, nadużycia wielkich koncernów walczących o monopole, nie liczących się z nikim. Wiem, że czasem Internet stanowi jedyne wolne medium, któremu nie należy zakładać kagańca cenzury… Ale też moja wypowiedź nie próbuje wyczerpać całości tematu, więc skupiam się tylko na tym - jednym z wielu - aspekcie sprawy.
No to wbiłem chyba kij w mrowisko… J