środa, 8 lutego 2012

ACTA (jeszcze raz…) czyli walka o… pornole?

Tytuł Zabrzmiał strasznie prawda? Więc już wyjaśniam…

Przyglądałem się intensywnie ostatnio dyskusjom, debatom i wymianom opinii na temat ACTA, próbowałem przegryźć się także przez samą ustawę (oj ciężka sprawa).

Po moim ostatnim wpisie, po którym Michał i Edyta słusznie zwrócili mi uwagę na „drugą stronę” problemu, próbowałem przyjrzeć się jeszcze raz sprawie i zobaczyć co w trawie piszczy i narzuca mi się kilka wniosków .
Zaznaczam też raz jeszcze, że podejmuję tylko jeden aspekt tematu …

Po pierwsze większość ludzi w Internecie, którzy bronią ACTA (oczywiście nie wszyscy - to jasne!) jasno twierdzi, że obawia się o ukrócenie możliwości nieskrępowanego ściągania za darmo z sieci wszystkiego. Całe pokolenie wychowane na „darmowym ściąganiu” jest przerażone – mówię o moich wrażeniach, subiektywnych – że nagle ktoś im tego zabroni.

Pytam młodego człowieka na forum czemu ściąga muzykę i… nie mówi mi że dlatego, że płyty są drogie! Oto twierdzi, że „tak jest zabawniej”. Pytam go czemu nie wykupi sobie abonamentu na stronie „Sony” lub „Emi” gdzie za 11 zł można dowolną muzykę ściągać legalnie i pytam czy nie gryzie go sumienie. Odpowiada – cytuję: „Nawet jeśli stać mnie na 11 zł to tak jest zabawniej. I nie pieprz mi dziadu o sumieniu, co to w ogóle takiego?” Pozostawię to bez komentarza.
Mam wrażenie, że większość ludzi nie protestuje przeciwko „inwigilacji”, ale boi się o swój tyłek, gdyż 90 procent rzeczy w ich komputerach to „kradziony towar”. Że jest drogo? Oczywiście, ale czy można kraść samochód usprawiedliwiając to tym, że jest drogo i nie stać mnie by kupić?! Bez samochodu można żyć. Bez muzyki kradzionej też…

Zobaczyłem też w internecie następujące transparenty protestujących: „Donald matole, skąd będziesz ściągał pornole?” oraz „Stocznie nam zabraliście, pornoli nie oddamy”. Zmroziło mnie, przyznaję. O co tu chodzi? Pomyślałem – czy za tą gadaniną o wolności i demokracji nie kryje się przypadkiem zwykła obawa o utratę dostępu do…??? Czy zastanawiamy się nad tym, że pornografia to potężna część Internetu, w większości nielegalna? Czy nie należałoby tego przynajmniej kontrolować? Już nie chce wchodzić w dyskusję jak zgubny wpływ ma pornografia na młodych ludzi, niszczy ich psychikę i deprawuje charakter (nie wspominając o grzechu), a przecież jest na wyciągnięcie ręki dla każdego kto ma komputer. I tu będę za całkowita kontrolą Internetu w tej dziedzinie!!! Wręcz za zakazem pornografii! (ale o tym w innym wpisie…)

Inny przykład:  młody człowiek chwalący się w Internecie, że włamanie na stronę „Wprost” zajmuje mu 2 minuty. Ktoś go pyta czy nie stać go na 5 złotych (sam się przedstawia jako menager dużej firmy)? Odpowiada stekiem wyzwisk.

Oczywiście to tylko ciągle JEDNA STRONA PROBLEMU, ale ta akurat jest mi bliska. Do tego – naiwnego pewnie –stopnia, ż wykasowałem kilka książek, które przyjaciel mi ściągnął z Internetu i postanowiłem je kupić w empiku… głupio, czyż nie? Ktoś powie: nie stać mnie. Powiem: nie kupuj, od tego się nie umiera!. Albo pożycz… to też opcja, tylko kosztuje odrobinę wysiłku, starania, który w erze totalnego konsumpcjonizmu i erze lenistwa „się nie opłaca ziom…”

Oczywiście jest cała masa argumentów dotyczących ewentualnych możliwości inwigilacji, totalnej kontroli itp. Itd. Tych, którym to leży na sercu uspokajam, że rozumiem, tylko zajmuję się innym aspektem, trochę nawet w oderwaniu od ACTA, bo to trochę inny problem i szerszy…  I doceniam tych co chcą uczciwie o wolność walczyć. Niestety moje wrażenie jest takie, że większość protestujących nie koniecznie walczy o słuszną wolność…

Wiem, że zajmuję się jednym tylko aspektem sprawy, ale myślę, że potrzebujemy uregulowań w tej dziedzinie, tak aby praca tych, którzy tworzą – jak mawia Z. Hojdys (świetny artykuł w Newsweek 5/2012!)– nie mogła być kradziona. Aby uczciwość nie była cnotą, która nie dotyczy Internetu…
Powtarzam, nie przeczę, że niebezpieczeństwo, że kontrola, że totalitaryzm – prawda. Zaznaczam tylko ten „podskórny” aspekt, to co pod powierzchnią tej góry lodowej, to o czym wielu nie myśli, lub nie chce przyznać.
Pozdrawiam ... :) 

PS: Wiem, że może trochę „przynudzam” z tym tematem ale jest jakże aktualny i dotyka mnie do żywego, więc…