środa, 2 listopada 2011

Ekumenia czy Królestwo Boże...

Maiłem ostatnio honor być zaproszonym i mówić kazanie w Kościele Ewangelickim. Będąc gościem w innym Kościele zawsze myślę sobie ileż to razy odpowiadałem na następujące pytanie: "dlaczego jest tyle wyznań/kościołów na świecie? Czy nie byłoby wspaniale gdyby wszyscy się zjednoczyli?"
No cóż, może byłoby wspaniale, ale puki co żyjemy na ziemi i nie sądzę aby było to możliwe... :(
Pomijając jednak pytanie "dlaczego?", zadałem sobie pytanie co w takim razie możemy zrobić mając taki stan jaki jest, jaka powinna być nasza postawa, aby:
a) nie zwariować z rozpaczy...
b) nie popaść w nieobliczalną skrajność...
c) nie zamknąć się w sobie i popaść w depresję
d) nie zamienić się w sektę głoszącą wyłączność na prawdę...

Moje skromne zdanie, moja osobista refleksja i moje remedium jest następujące:
Musimy nauczyć się myśleć nie kategoriami denominacji, ale kategoriami Królestwa Bożego. Gdy myślimy o kościołach, wyznaniach, musimy nauczyć się uznawać je za różnorodną formę emanacji Królestwa Bożego! Ta różnorodność, pozornie daje wrażenie podziałów, jednak jeśli nauczymy się traktować siebie nawzajem z szacunkiem, szukając tego co łączy, a nie tego co dzieli, szanując inne zdanie i inną liturgię, inny styl i inną formę pojmując jako wyraz Bożej Różnorodności - będziemy blisko Bożego serca i Bożego Królestwa.
Wierzę, że Jego Królestwo nie ma ram denominacyjnych i miły jest Panu Bogu zarówno ten który śpiewa XVI-to wieczne hymny, jak i ten który klaszcze do rytmu nowoczesnych refrenów. On kocha tego, który celebruje formułę liturgiczną nabożeństwa jak i tego, który spontanicznie prowadzi nabożeństwo w którym liturgia jest nowoczesna i nie sformalizowana. Bóg jest bliski wszystkim tym, którzy szczerze i z serca chcą Go szukać i czcić, niezależnie od formy!
Wierzę także, choć dla wielu może to być "obrazoburcze", że Bóg nie jest "teologiem", ale przede wszystkim Ojcem, i wbrew nawykom i przekonaniu wielu, nie zależy Mu tak bardzo na doktrynie, jak zależy Mu na Twojej i mojej miłości do Niego. Tak wierzę, choć moja wiara może i jest naiwna... (co oczywiście nie znaczy, że doktryna jest bez znaczenia, ma swoje ważne miejsce, ale jeśli na szali położymy doktrynę i miłość - zawsze zwycięży miłość...)
Więc, gdy myślimy o denominacjach, kościołach, jedynym ratunkiem by nie zwariować jest... myślenie o Królestwie Bożym różnorodnym teraz, a w którym kiedyś, po śmierci, nie będzie katolików, luteran, prawosławnych, baptystów ani zielonoświątkowców, ale TYLKO DZIECI BOŻE.
Pozdrawiam ciepło :)