piątek, 28 października 2011

Autobiografie, czyli test charakteru...

Właśnie skończyłem autobiografię premiera Tony’ego Blair’a, „The journey”. Przyznaję – pozycja godna polecenia, napisana świetnie („pióro” godne dobrego pisarza - momentami doprawdy nie mogłem się oderwać), szczera do bólu, pisana lekko, jakby czasem od niechcenia, ale wyważona w swojej ocenie zdarzeń, co rzadkie w przypadku samooceny J. Książka niezwykła, rzuca całkiem nowe, inne światło na to czym jest przywództwo, jakim ciężarem i odpowiedzialnością obarczone jest podejmowanie decyzji, które często nikomu i tak się nie podobają, wywołując protesty z wielu stron, a zdecydować coś trzeba…

Z wielkim wyczuciem ale i szczerością pisze Blair o swoich dylematach, jednocześnie nie użalając się nad sobą zbytnio. Jest otwarty w sprawach prywatnych i państwowych, ale nie dotyka spraw w sposób mogący kogoś prawdziwie obrazić – wielka to sztuka tak pisać o partnerach politycznych,  liderach innych państw, premierach, aby mówiąc swoją „prawdę”, szanować inny punkt widzenia, decyzje innych, które autorowi wydają się błędne, nie wydając sądów, które są jedynie własną, subiektywną interpretacją faktów. Wydaje mi się, że to się udało T. Blair’owi wyjątkowo dobrze.

Książka wzbudziła moją refleksję właśnie stylem analizy sytuacji i zachowań, który – bezpośredni i nie ukrywający niczego, oceniający i polemizujący – potrafi jednak z wielkim szacunkiem odnosić się do innych polityków, partnerów czy oponentów. Przyznaję, że lubię czytać biografie – wiele mogą nas nauczyć, a umieć uczyć się na cudzych błędach to oszczędzać sobie rozczarowań. Wyciągając wnioski z cudzych doświadczeń, możemy sami uniknąć błędów.

Czytałem już różne biografie. Niektóre są pełne goryczy byłych przywódców, którzy nie umieli pogodzić się z porażką, nie umieli oddzielić prywatnego żalu od profesjonalnej dyskusji, nie nauczyli się lekcji szacunku i honoru, nie umieli zamknąć za sobą pewnych – choćby przykrych – rozdziałów czy wydarzeń i poprzez autobiografię, poprzez artykuły w gazetach, próbują wylewać pomyje na innych – w ich mniemaniu winnych. Smutne to wtedy, żałosne, pozbawione honoru i klasy zachowanie. Szacunek dla „wrogów” nawet w czasie wojny jest kwestią honoru. 
Zwycięstwo w podłym stylu jest klęską, a przegrana z honorem może być moralnym triumfem…

Ostatnio czytałem także (niestety), inną autobiografię. Człowieka, chrześcijanina, który wylał w swojej książce całą swoją frustrację, chcąc chyba zemsty na tych, którzy zranili go w przeszłości... Trzeba naprawdę mieć honor, by szanować po latach nawet przeciwników...