środa, 21 marca 2012

Najtrudniej zmienić siebie...

Pewnego dnia skorpion poprosił żółwia, aby go przewiózł na drugą stronę rzeki. Zdziwiony żółw zapytał: „ho ho, nie ma mowy, przecież jak Cię wezmę na moją skorupę to zgodnie z Twoją naturą, użądlisz mnie w kark gdy będę płynąć!”. Skorpion na to: „drogi żółwiu, przecież obaj byśmy utonęli, a zależy mi na przeprawie przez rzekę”. Żółw pomyślał przez chwilę: „no tak, to przecież logiczne”, i zgodził się. „Wskakuj”- powiedział. Skorpion zadowolony wskoczył na żółwią skorupę i popłynęli. W pewnym momencie, ku przerażeniu żółwia, na samym środku rzeki,  skorpion użądlił go w kark. Obaj zaczęli tonąć w nurcie rzeki. Żółw zrozpaczonym głosem zwrócił się do skorpiona: „I cóż narobiłeś, teraz obaj zginiemy!”. Na co skorpion pokiwał smutno głową i rzekł: „natury się nie da oszukać…” (przypowieść chińska)

Jaki morał z tej historii. Ano taki, że najtrudniej jest zmienić swoją „starą” naturę. Człowiek próbuje, stara się zmienić, ale często wraca do tych samych problemów ze sobą, do tych samych dylematów, ma problem z tymi samymi myślami. Obserwuję czasami ludzi, którzy przychodzą do Boga, oddają Mu swoje życie, i myślą często, że teraz wszystko będzie idealnie. Niedługo potem, ku swojej rozpaczy konstatują, że problemy nie znikły. Ktoś, kto w starym życiu (w starej naturze) był arogantem, buntownikiem i pyszałkiem, albo niepoprawnym pesymistą, lub plotkarzem - zostaje nim dalej - potrzebuje poddać się całkowicie Bogu i pozwolić Jemu na rozpoczęcie procesu zmiany, często bolesnego! To długi i trudny proces, który oczywiście zaczyna się od samej świadomości, że potrzebuję się zmienić… Jeśli nie zdecyduje, aby poddać się Bogu, jeśli nie włoży w to wysiłku i pracy – często przez lata powtarza te same błędy, wraca do tych samych wątpliwości, doświadcza tych samych problemów – lub sam stanowi ciągle ten sam problem dla innych... (znam przynajmniej jednego takiego! A Wy?)

Wierzę głęboko, że Bóg chce i może nas zmieniać, ale niestety nie dzieje się to „automatem”, nie bez wysiłku, nie bez naszego samozaparcia, chęci i świadomości. Nie dzieje się to bez naszej pracy, starań, samodyscypliny i konsekwencji. 
Nawet  jeśli – na chwilę – pominąć Boga: jeśli człowiek chce np. rzucić palenie, to musi włożyć w to wiele wysiłku, samozaparcia, doświadczyć wiele  prób i niepowodzeń, nie poddać się i dążyć do sukcesu. Oczywiście są natychmiastowe uwolnienia – to jasne. Ale w większości wypadków, jeśli chcemy coś w sobie zmienić, potrzebujemy - owszem - Bożej pomocy, modlitwy, ale także wiele samozaparcia i konsekwencji.

Życzę Wam, drodzy, wiele sukcesów w zmianach, których pragniecie dla siebie samych, sukcesów w zmienianiu tego co pragniecie w sobie zmienić. Życzę Wam Bożej pomocy, bo bez Niego niewiele możemy sami, ale też życzę Wam wytrwałości, konsekwencji, nie zniechęcania się po porażkach i mądrości poznania tego CO potrzebuje w Was zmiany. Bo wielkim nieszczęściem jest nie wiedzieć, że potrzebujemy  coś w sobie zmienić. Jesteśmy wtedy problemem dla siebie i otoczenia, nie rozumiemy dlaczego nasze problemy nie znikają, dlaczego nie umiemy dać sobie z nimi rady, a sami, zadufani w sobie uważamy, że to wszyscy na około mają problem…
Życzę Wam zmian, których Bóg od Was oczekuje
Pozdrawiam ciepło…

PS: wszystkich obserwatorów oraz komentatorów przepraszam za włączenie funkcji moderowania postów (trzeba teraz poczekać na zatwierdzenie komentarza). Zrobiłem to z powodu powtarzających się komentarzy, które nie miały nic wspólnego z racjonalną dyskusją, a ich jedynym celem było dokuczenie mi, wyśmianie, wyszydzenie i poniżenie mojej osoby. Proszę o wyrozumiałość i nie zniechęcanie się tą niezbyt mam nadzieję uciążliwą procedurą J