piątek, 27 kwietnia 2012

Kaukaz (11) Był piękny poranek, gdy...

Jest piękny czwartkowy poranek przed godziną 10.00. Właśnie pijemy kawę omawiając plany na ten dzień, gdy nagle...

Przyszli we trzech. Jeden filmuje wszystko kamerą od drzwi, dwóch pokazuje jakieś legitymacje, żądają dokumentów. Zdziwieni podajemy swoje dane i próbujemy pytać... Zabierają nasze paszporty. Po chwili niepewności pada: "pojedziecie z nami, musimy was sprawdzić, to nie długo potrwa...". Z uśmiechami wsadzają nas do dwóch samochodów, zawożą na jakiś posterunek. Czekanie. Zero wyjaśnień. Małe pomieszczenie, bardziej korytarz. Mija czas. Patrzymy po sobie próbując żartować,. ale w sercach czujemy narastającą niepewność: "o co tu chodzi, co to może oznaczać?". Po ponad godzinie wzywają nas pojedynczo do monitorowanego kamerami pokoju. Padają pytania: kto, gdzie, po co, z kim... Pada pierwsze wyjaśnienie: nasza wiza nie uprawnia nas do głoszenia, to wiza turystyczna. Nasze zdziwienie sięga zenitu, całkowicie nie rozumiemy zarzutów...  ????

Znowu czekanie. Mijają godziny. Robią nam jakąś herbatę. Znowu pytania. Nasze próby wyjaśniania nie znajdują zrozumienia. Około drugiej jesteśmy informowani, że będziemy mieli proces. Znowu czekanie. Jesteśmy zmęczeni, sfrustrowani, niepewni, ale modlimy się na tym małym korytarzu oddając Panu wszystko. Pan daje nam pokój, jest łatwiej czekać...

Pobierają nam odciski palców i całej dłoni. Czujemy się jak przestępcy... Czekanie...

Pojawia się tłumacz z urzędu - młoda kobieta, która sama nie wie o co chodzi i widać jest trochę przejęta. Jest godzina trzecia, idziemy do pobliskiego sądu. Znowu czekanie. Czekanie. Czekanie...
Jest wieczór, godzina siódma. Ponury korytarz sądowy. Pocieszamy się nawzajem, modlimy się, ale wciąż nie wiemy co to wszystko może oznaczać. Jesteśmy w obcym kraju, obcej kulturze, niepewni... czy to wszystko dzieje się na prawdę?

Zabierają Roberta na proces. Osobno. Zostajemy we trzech. Trevor przysypia na parapecie ze zmęczenia. Nie jedliśmy od rana, jesteśmy głodni, ale stres zabija głód. Wymieniamy z Krzysztofem spojrzenia, próbujemy wspierać się nawzajem. "Jesteśmy przecież obywatelami Unii Europejskiej, może konsul nam pomoże". Nie brzmi to zbyt przekonująco w tym kraju. Rozumiemy że jedynie Pan jest naszą nadzieja i ochroną, modlimy się, i raz jeszcze zdajemy się WYŁĄCZNIE NA NIEGO... Wierzymy Mu, On wszystko wie lepiej, On ma plan, nic nie dzieje się bez Jego woli...

"Zdaj się w milczeniu na Pana, złóż w Nim nadzieję, On wszystko dobrze uczyni..." Ps 37. 7 i 5

Mijają kolejne godziny. O 22.00 wzywają nas do sali procesowej. Nie wiemy co z Robertem.
Poznajemy naszego adwokata z urzędu - miły człowiek, który wydaje się rozumieć naszą sytuację i chyba naprawdę chce nam pomóc.

Zaczyna się proces. Pierwszy Krzysztof. Jesteśmy obecni w sali. Padają pytania sędziego, procedura się toczy, oskarżyciele oskarżają: "Mając turystyczną wizę brali udział w spotkaniach chrześcijan i nauczali". Jesteśmy zdumieni, ale sędzia wydaje się potwierdzać zarzuty... Krzysztof broni się mądrze. Adwokat robi świetną robotę - jego pytania "Czym jest turystyka? Czy turysta nie może pójść do Kościoła? Czy turystyka zaprzecza byciu chrześcijaninem?" są jakże trafne. Mówi o nas w tonie bardzo pozytywnym, nazywa nas bogobojnymi, dobrymi ludźmi. Sędzia słucha, odchyla się na krześle, patrzy w sufit... Jest już  północ...
Koniec procesu. Sędzia wychodzi na naradę. Pastor Wiktor przynosi nam placki...

Wraca Robert. Jego wyrok: zakaz wjazdu do Rosji, kara finansowa.

Zaczyna się mój proces. Próbuję tłumaczyć: "Przyjechaliśmy w dobrej woli, nie rozumiemy zamieszania..." Znowu zarzuty. Znowu nasz adwokat stara się pomóc, koniec procesu.
Potem Trevor. Podobna procedura. Ogłoszenie wyroku dla wszystkich: nadużyliśmy charakteru wizy, popełniliśmy przestępstwo, kara finansowa - 2000 rubli. Powinniśmy wjechać...

Wracamy do domu około drugiej w nocy. Mija 16 godzin od zatrzymania. Luba, żona pastora wita nas w drzwiach ze łzami w oczach. Pastor Wiktor jest zdruzgotany, chyba przybyło mu zmarszczek... Jemy coś szybko, idziemy spać...

To był bardzo długi dzień....