sobota, 3 września 2011

Dla Herodota... jeszcze o krytykanctwie i naturze Polaków... Subiektywna próba syntezy.

Jeden z moich, chciałbym powiedzieć i mieć nadzieję - stałych czytelników zwrócił mi uwagę na fakt iż ciekawa byłaby próba odpowiedzi na pytanie "dlaczego" w Polsce mamy tyle krytykanctwa, a tak mało zrozumienia dla drugiej strony. Obiecałem Mu, że choć to "temat rzeka" i nie sposób go wyczerpać w krótkiej refleksji, spróbuję  przyjrzeć się tematowi...
Dlaczego jesteśmy krytykantami? Dlaczego jesteśmy tak kłótliwi jako Polacy? Dlaczego tak prędko krytykujemy a tak niewiele w nas chęci kompromisu? Szczególnie widać to w polityce, gdzie "druga strona" po prostu z założenia "nie może mieć ani odrobiny racji"... tak, niestety...
Gdy myślę o tym problemie, to odpowiedź (moją subiektywną) podzieliłbym na kilka części:
- Po pierwsze, natura człowieka jest taka, że łatwiej jest skrytykować niż pomóc. Jesteśmy z natury trochę egoistami, nasze pragnienia i dążenia są skierowane bardziej na "nas" niż altruistycznie na "innych". To sprawia, że mamy skłonność skrytykować to co nie "nasze", to co jest "poza nami". Jeśli stoimy "z boku" i obserwujemy jakąś. powiedzmy, budowę, to często można zaobserwować takie komentarze: "ciekawe jak długo ta droga wytrzyma", "pewnie kontrakt sprzedali", "a czemu budują w dzień, w nocy trzeba", "na pewno za rok będą poprawiać znowu bo się rozwali". Pytam nieraz siebie słysząc takie komentarze, dlaczego nikt, albo prawie nikt nie powie: "jak to dobrze, że coś dobrego się dzieje...". I myślę, że pierwsza część odpowiedzi jest taka, że w naturze człowieka jest krytykować... tak myślę...
- Po drugie, jako Polacy przeszliśmy w historii przez wiele okresów w których byliśmy pod władzą "innych". Najpierw zabory, potem wojna i okupacja, potem tzw. "ruscy" i komuniści. To nas przyzwyczaiło, wypracowało w nas taki mechanizm, że są ci "oni", którym należy się przeciwstawiać, władza, która jest od "nich", władza, która jest zła i należy ją przechytrzyć (Polskie "kombinatorstwo" - w jęz. angielskim nawet nie ma takiego słowa!), należy jej się buntować należy ją krytykować itp itd. I jako Polacy "wypiliśmy z mlekiem matki" postawę buntu, krytyki i oporu. Jesteśmy narodem wojowników, tych co "potrafią" tam gdzie nikt inny nie potrafi (patrz wydarzenia i bitwy II wojny: Wizna, Westerplatte, Monte Casino, Narvik, Tobruk, Bitwa o Anglię- "jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak niewielu...", itp itd), jesteśmy narodem niezwykle utalentowanych i inteligentnych "fajterów", którzy świetni w partyzantce, w bitwie, w rozwiązywaniu problemów, w pozytywnie rozumianym "kombinowaniu" (znajdowaniu niekonwencjonalnych rozwiązań w różnych dziedzinach od ekonomi poprzez biznes aż do dziedzin nauki) ale w czasach pokoju jest nam trudno się odnaleźć... Umiemy walczyć i kontrować, ale nie nauczyliśmy się jeszcze demokracji (którą inne kraje mają setki lat, a my dopiero 20), nie umiemy przyjmować nawet konstruktywnej krytyki, bierzemy czyjeś "inne zdanie" bardzo osobiście, jako "wrogą" postawę i chcemy z nią "walczyć" zamiast próbować się czegoś nauczyć i szukać kompromisu. Ciężko nam jest ustąpić, nie mówiąc już o próbie zobaczenia racji "drugiej strony" i szukania środka.
- Po trzecie, co wiąże się z drugim i pierwszym, jesteśmy w procesie, który inne kraje przechodziły setki lat. Mam na myśli proces zmiany mentalności na "demokratyczną", na orientację wspólnotową zamiast indywidualnej, na myślenie bardziej kategoriami państwowymi niż osobistymi, rozumienia, że tzw. państwo to "my", dobro państwa to dobro moje. I jeśli wymagam od państwa, najpierw muszę wymagać od siebie. Niestety w naszym kraju pokutuje takie myślenie o państwie jako o jakimś "urzędzie", którego obowiązek to "dawać mi". Postawa wyciągniętej ręki, postawa roszczeniowa, jest bardziej niż widoczna w kraju gdzie nie jest ważne czy np. byłem ubezpieczony, czy buduje dom z naruszeniem przepisów - gdy była powódź państwo ma mi dać i koniec.
Będąc wielokrotnie w Anglii mam możliwość obserwować społeczeństwo mające za sobą wiele lat myślenia demokratycznego, państwowego, obywatelskiego, gdzie opozycja przyznaje często rację rządowi. Ba, często współpracuje z rządem! Obywateli, którzy rozumieją dobro państwa jako dobro wspólne i nie "boją" się czasem stracić na korzyść państwa, bo rozumieją. Gdy myślę o Japończykach, którzy tak pięknie zachowują się po katastrofie elektrowni: np. starsi emeryci postanawiają dobrowolnie iść pracować w rejonie skażonym, skazując się na śmierć "dla dobra innych i kraju", cały kraj ogranicza wydatki,  ludzie dobrowolnie rezygnują z części wypłaty, wpłacając na konta rządowe, aby "państwo miało więcej pieniędzy na odbudowę" - to myślę sobie jak wiele jeszcze musimy się nauczyć...
W tej argumentacji nie sposób pominąć aspektu mentalności ewangelicznej - chrześcijańskiej, która pomaga w tym procesie. Wartości Biblijne, chrześcijańskie, są kluczem do zmiany myślenia i postawy człowieka. Rozumienie i wierność tym wartościom, poddanie się Bogu i szukanie Jego Prawdy sprawia, że człowiek JEST bardziej skłonny do kompromisu i rozumienia innych...
Mam jednak nadzieję, że nauczymy się. :) Jestem dobrej myśli bo widzę zmiany w naszym kraju i proces zmiany naszej mentalności. Cieszę się, że nasze młode pokolenie coraz częściej jest - w co wierzę z serca - bardziej "europejskie", otwarte, uprzejme i zdolne do kompromisu. Chcę w to wierzyć z całego serca...
No cóż, ta próba odpowiedzi jest na pewno subiektywna i nie wyczerpuje tematu, ale jednakże jest "próbą" i pokornie proszę o jej docenienie... :)
Pozdrawiam ciepło